środa, 6 czerwca 2012

futbolowy szał!

Nie przypuszczam żeby wielu czytelników tegoż bloga było fanami piłki nożnej, mimo iż ja jestem, ale ciekawi mnie realna różnica bezpieczeństwa i ogólnej atmosfery na polskich współczesnych eventach sportowych z evantami tutejszymi. Szczególnie w kontekście zbliżających się wielkimi krokami Euro 2012. 
W mojej zakurzonej pamięci sprzed wielu, wielu lat nie wspominam w/w atmosfery źle. Pamiętam niewielki stadion w mojej rodzinnej miejscowości, muzykę z głośników, rodziców z dziećmi, stoiska z piwem, watą cukrową i konikiem przy którym można sobie zrobić zdjęcie (mam takie do dziś). Podsumowując, bezpiecznie i familijnie.

Zanim przejdę do ostatnich doświadczeń związanych z meczowym szaleństwem zaliczonym tu, w Madrycie, z przykrością chciałabym napisać o globalnym strachu obcokrajowców a propos Euro 2012. Moja koleżanka z Londynu ze zgrozą stwierdziła bowiem (na podstawie doniesień z tamtejszej prasy oraz dokumentu obejrzanego na bbc), iż polscy kibice stanowią dużo większe zagrożenie dla wszelkiej ludzkości, niż brytyjscy (także słynący z popędliwego temperamentu). Co za tym idzie nie ma co marzyć o familijnej wyprawie na mecz, i z  tego co ja ostatnio słyszałam, lepiej nań się nie wybierać jeśli jesteś innego, niż biały, koloru skóry...Jak w istocie wygląda rzeczywistość na polskich stadionach osobiście nie wiem, ale mam porównanie z atmosferą tutejszą...i niestety wypadamy przy tym porównaniu kiepsko.

Stosunkowo niedawno bowiem zakończył się tutejszy słynny turniej ligi hiszpańskiej o Puchar Króla. Generalnie od początku największymi faworytami pretendującymi do zdobycie owej nagrody były: Real Madryt i FC Barcelona. W rezultacie finał okazał się odrobinę zaskakujący, bowiem zagrały w nim FC Barcelona (a jakże), ale zamiast RM - Atletic Bilbao (drużyna dość nietypowa, bo składająca się tylko i wyłącznie z piłkarzy z krainy, z której pochodzi mianowicie z Kraju Basków (północ Hiszpanii).  Żeby dłużej nie zanudzać opisami przejdę do rzeczy czyli atmosfery owego eventu. Jako że turniej dotyczy Pucharu Króla, finał zawsze odbywa się w Madrycie. W tym roku nalot kibiców na stolicę był nieprawdopodobny. Oczywiście przedsięwzięto środki ostrożności (masa helikopterów patrolująca ulice z lotu ptaka,  policja w wydaniu pieszym, konnym, motorowym i samochodowym, z rozmysłem rozmieszczone  w bezpiecznej od siebie odległości strefy kibica, itp.). Oprócz niepoliczalnej masy kibiców i z Katalonii i Kraju Basków (większość Basków) w oglądaniu owego meczu brała udział spora część fanów piłki nożnej także z Madrytu. Ogólnie było to wielkie święto i szaleństwo przez cały weekend. Ale co mnie osobiście uderzyło najbardziej- RODZINY Z DZIEĆMI. Nie muszę po raz kolejny pisać o zdolności Hiszpanów do zabawy, o lubości do piwa, śpiewu i tańca, a także o dużej miłości do piłki nożnej, bo to się wie:) Ale jakże mile zaskakujące było przemieszczanie się ulicami pośród kibiców obu drużyn, gdzie nie było czuć ni widać cienia agresji. Natomiast w finałowy wieczór nieprawdopodobne było siedzieć nad rzeką na trawie w strefie kibica z widokiem na olbrzymi telebim i czuć się po prostu bezpiecznie (nawet będąc w zaawansowanej ciąży), podobnie jak całe rodziny z dziećmi (i małymi i dużymi) otoczone nie zagrażającymi nikomu i niczemu już niekiedy i "na ostro" podchmielonymi młodymi i starymi kibicami z krwi i kości. 

Nie pierwszy raz doświadczyłam takiego uczucia i uważam że dobrze kiedy całe rodziny, starsi i młodsi , w gromadzie i pojedynkę mogą zwyczajnie bez kalkulowania uczestniczyć w tego typu imprezach. Do tego bez cienia obawy o własne zdrowie czy życie, bez lęku bliskiego kontaktu z kijem baseballowym lub butelką... Z pewnością na przestrzeni czasu zdarzały i zdarzają się pewnie i tu przykre incydenty na podobnych imprezach, ale jedno jest pewne - różnica atmosfery bez wątpienia istnieje!

Na koniec nasuwa się pytanie proste jak drut: Dlaczego?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...