środa, 27 maja 2015

London street art

Ostatni post londyński. Wkrótce wrócimy do Hiszpanii.

Kilka słów odnośnie tytułu.
...ograniczenia obiektywu (klasyczne 50 mm) spowodowały kiepskie próby uchwycenia minimum, które widziałam. Większość została grzecznie na murach, budynkach, blokach, wiaduktach...Nie próbowałam nawet ich objąć, znam swoje ograniczenia.

Bez zbędnych słów przejdźmy do meritum. Oto cząstka urzekających malunków.











Ostatni mural to mój ulubiony :)

Dziękuję tym, którzy tu zaglądają!

czwartek, 21 maja 2015

People on the streets...

...of London of course :)

Oto i ciąg dalszy migawek z mojego kwietniowego pobytu w angielskiej stolicy.

Tym razem obiektem są poszczególni ludzie... z ulicznych łapanek oczywiście.

 jedni złapani na przerwie na papierosa w oknie

lub w drzwiach

inni na kawie

lub na rozmowie

 kolejni relaksujący się na karuzeli

na krawężniku z chłopakiem i komórką

lub robiący zdjęcia na moście

niektórzy zaś w pracy... na ulicach City

lub w restauracjach China town

 myjąc naczynia

lub lepiąc przepyszne!!! pierożki

Oto i oni. Moi bezimienni ludzie Londynu.

Jeszcze macie ochotę na więcej? Jasne, że tak :)






środa, 20 maja 2015

Streets of London

Dziś serwuję Wam fotorelację z krótkiej wyprawy do Londynu. Rzecz miała miejsce pod koniec kwietnia.

Co tu dziś znajdziecie? Moją fascynację fotografią uliczną, czyli próby złapania nieuchwytnego.

Blog zaczyna nieuchronnie ewoluować w stronę fotobloga albo czegoś w tym rodzaju.
Kapryśnie zamieszczane historie opowiedziane przez pryzmat mojego postrzegania rzeczywistości.
Ot i tyle.

                                                                       ***                                                                                                  

Ulice Londynu to bajeczne miejsce do fotografowania. Jak każda metropolia oferuje dużo!
Do tego będąc jednym z wieeeeelu turystów (oczywiście każdy z aparatem) nie wzbudzałam wielkich emocji, a i sama nie miałam blokady podglądania otaczającej mnie rzeczywistości. Pstrykałam więc namiętnie.

na ulicach wciąż szusują dostojne "black cabs"

stoją opuszczone i obsiurane czerwone budki telefoniczne

a na chodnikach niezmiennie górują wystawiane na koniec dnia pracy tony śmieci

w piątek po pracy, kto żyw podąża do pubu


 albo stoi w magicznych, potwornie długich kolejkach (w owy weekend, nie tylko w piątek, było ich wszędzie od zatrzęsienia, nie wiem czy to norma)

 w China town, ... jak to w China town

 na placach, jak to na placach, są Ci z komórką i Ci bez

a na koniec trafiłam  na fetę z okazji St George's Day, któremu towarzyszyła cicha manifestacja, która przez tę cichość w gwarze zrobiła na mnie ogromne wrażenie

Ot i tyle póki co. 
W planach mam więcej, wkrótce się pochwalę ;)

wtorek, 5 maja 2015

Vejer de la Frontera

Jak szaleć, to szaleć i kolejny post zamieszczam, póki foty jeszcze ciepłe.

Otóż tytułowe miasteczko nie leży na oceanem (8km od wybrzeża), nie ma rzeki (jest w dole), nie jest duże, ale...warto!
Mój Mąż wypatrzył to miasteczko z auta. Na wysooookim wzgórzu (200m n.p.m.), biała plama z zamkiem, niebiałym :) 

To wypad odskocznia na jeden dzień. Ale za to jeden dzień niezapomniany! 
Poszwendać się, pogubić pośród tych  białych uliczek, to czysta przyjemność, do tego bez tłumu turystów w niedzielne przedpołudnie...ech..

Zapraszam na krótką podroż moim okiem :)

 Zaczęliśmy od Plaza Mayor, czyli głównego placu dotykającego zamku.

 A potem błądziliśmy z przyjemnością w gąszczu pustych uliczek.

 W górę...
...i w dół.

 A na obrzeżach widoki na wchód miasteczka...

...lub zachód z wcześniej wspomnianym zamkiem.

Kuriozalne wciąż dla mnie ozdoby świąteczne pośród palm, tylko dodają  egzotyki takim zimowym eskapadom.


A na najodleglejszym wzniesieniu miasteczka znajduje się wzgórze z młynami, do których można wejść i posłuchać oraz pooglądać jak to się kiedyś ich używało.

Ot i koniec mojej andaluzyjskiej opowieści. 

Postaram się Wam wkrótce opowiedzieć zdjęciami nową :)

poniedziałek, 4 maja 2015

W drodze do Taryfy, ...czyli południowej wyprawy po zachodniej Andaluzji c.d.

Długo zdjęciom kazałam na siebie czekać. Niestety.
Doczekały się jednak selekcji i obróbki i oto jest nowy wpis.

Ku przypomnieniu....
Nasz wyprawa na zachodnie południe Hiszpanii miała miejsce w styczniu. Naszą główną bazą było Conil de la Frontera (wpis poprzedni). I tak jak za pierwszym razem (3 lata wstecz) trzymaliśmy się tylko tego miasta, tak tym razem ruszyliśmy autem po okolicach.

Pewnego dnia wymyśliliśmy wyprawę do wietrznej Taryfy,... ale nie dotarliśmy tam ze względu na chorobę lokomocyjną naszego najmłodszego Pasażera. Po 15 minutach jazdy zmuszeni byliśmy się zatrzymać i to był strzał w dziesiątkę!
Faro de Trafalgar to latarnia morska otoczona cudnymi widokami i plażami.


Wiatr levante jak najbardziej dopisywał. Na szczęście słońce też, więc głowy nie urywało dzięki nawianym piaskowym wzgórzom.




Widoki zapierały dech. I z podnóża wzgórka latarni,


 ...jak i z jego szczytu.


Z drugiej strony plaża marzenie. 
Dla takich właśnie pustych plaż uwielbiam zimowy eskapady :)

W drodze do Conil de la Frontera wypatrzyliśmy nasz ostatni punkt programu, "białą perłę" tamtejszej Andaluzji,...ale o tym już wkrótce :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...