niedziela, 9 grudnia 2018

Mroczna La Maruca

La Maruca, a ściślej Playa la Maruca z plażą nie ma dużo wspólnego, choć piasek przy odpływie jak najbardziej jest. Ma swoich stałych bywalców i ma swoje plusy. Jest zdecydowanie dla fanów skał, bo tych ma znacznie więcej niż piasku.

Oto ona z dziś. Szara, bura i rodem z horrorów. Taką też lubię.

sobota, 8 grudnia 2018

La Picota i el Tolio czyli o dwóch górach, niedługim szlaku i boskich widokach

La Picota i el Tolio to dwa sąsiadujące ze sobą szczyty.
Trasa zaczyna się w miejscowości Mortera (jakieś 15 minut od Santandera, stolicy Kantabrii), gdzie dojeżdża się autem. Następnie można zdobyć oba szczyty i podziwiać piękne widoki. Szlak jest krótki (6 km) i o stosunkowo niedużych zmianach wysokości. Dodatkową zaletą jest fakt, iż jest pętelką.

piątek, 23 listopada 2018

W dolinie rzeki Nansa

Zanim przejdę do drugiej części opowieści ze Szkocji, pokażę Wam kilka zdjęć z doliny rzeki Nansa.
Pojechaliśmy tam na pewien październikowy weekend.
Naszym głównym celem była jaskinia SOPLAO


poniedziałek, 19 listopada 2018

O Szkocji...vol.1

O Szkocji marzyłam, tak jak marzę o Islandii, Lofotach, Alasce czy Wyspach Owczych.
Spodziewałam się wiatru, chmur, deszczu i chłodu, a mieliśmy lipcową falę upałów (po hiszpańskich latach nie tak przykrą jak dla miejscowych).

Na tyłku nie siedzimy nigdy, tym razem nie było inaczej.
Spaliśmy w dwóch miejscach i zwiedzaliśmy objeżdżając centrum wyspy.
Pierwsze to Bunroy Park Self Catering Lodges and Campsite, zacisznie położone, czyste i wygodne domki niedaleko Fort William. Dobra baza wypadowa na okolice. Masa rzeczy do robienia i zobaczenia. Wszystko macie na stronie, do tego właścieciele służą radą i pomocą.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Mogrovejo - kantabryjska wioska pośród Picos de Europa

Mogrovejo to klasyk. Ta kantabryjska wioska z kilkudziesięcioma zaledwie mieszkańcami.
2016 roku otrzymała status "pueblo de Cantabria". Każdego roku, począwszy od 2005, taki status otrzymują regionalne miejscowości w celu zachowania m.in. tradycji, kultury i unikatowości regionu Kantabrii.

Jest pięknie położona i starannie zachowana.  Spacer po niej to czysta przyjemność.

Położona niedaleko większego i znacznie bardziej popularnego Potes (patrz poprzedni post) jest zdecydowanie warta odwiedzin.

Najbardziej klasyczne zdjęcie tej wioski robione jest u jej wrót.

poniedziałek, 15 października 2018

Potes - kantabryjska perełka w Picos de Europa

Potes w Kantabrii znają wszyscy. To klasyczna, pięknie położona miejscowość w tutejszych górach. Dobry punkt na eskapady, dobry na weekend, a nawet na jeden dzień. Od Santandera to niecałe 2h jazdy autem.

Masa restauracji (osobiście polecam pyszną meksykańską Las Mañanitas), sidra płynąca strumieniami (to typowy trunek północnej Hiszpanii, lekki, kwaskowaty napój alkoholowy ze sfermentowanych jabłek) i typowa dla tego regionu architektura usatysfakcjonują każdego.

A oto kilka ujęć z miasteczka.

wtorek, 9 października 2018

Franschhoek czyli południowoafrykański raj winem płynący...

Jedenaście miesięcy temu byliśmy w RPA. Spędziliśmy tam 3 tygodnie, ale i tak zobaczyliśmy mało.
Ostatnim punktem przed powrotem było miasteczko Franschhoek.

Franchhoek i Stellenbosch to dwa najbardziej popularne winne zagłębia położone przy Kapsztadzie. 

My zadekowaliśmy się na 2 ostatnie noce w pierwszym.
Miejsce nie jest fajne do podróży z dziećmi. Praktycznie nie ma atrakcji dla dzieci, za to atrakcji dla dorosłych nie brakuje. W centrum miasteczka są głównie sklepy z pamiątkami, miejscowym jedzeniem, winami i innymi alkoholami plus butiki z miejscowymi (bądź chińskimi) rzeźbami i restauracje. 

Miasteczko bardzo turystyczne i nie warte dwóch nocy. Na spokojnie można wybrać się tam autobusem ze zorganizowaną wycieczką z Kapsztadu.

Największą atrakcją jest winny tramwaj, który objeżdża niektóre winnice wokół miasteczka. Towarzyszy temu oczywiście degustacja. Tramwaj zrzesza winnych bonzów okolicy, z których inni są wykluczeni. Budzi kontrowersje wśród niektórych mieszkańców, którym nie w smak turystyczny lunapark, na jaki ich miasteczko zostało zmienione.

My trzymaliśmy się naszej winnicy i urządzaliśmy sobie spacery po okolicy.

poniedziałek, 1 października 2018

Teleferico Fuente De czyli kolejką w chmury...

Czeka na mnie jeszcze kilka postów wstecz (m.in. wakacje w Szkocji), ale póki co opowiem Wam o pewnej kolejce w chmury...

Kantabria to nieduży region północnej Hiszpanii, który ma sporo do zaoferowania. Masa urokliwych miejscowości, bajeczne plaże, lasy, jaskinie i góry, które dzieli z Asturią oraz Kastyilią i Leon (sąsiednie regiony). Łatwo się po niej podróżuje autem i można urządzać ciekawe eskapady do zakątków, które różnią się od siebie znacznie.

W pewien wrześniowy długi weekend udaliśmy się na granicę Kantabrii z Asturią do Picos de Europa (ich wspólne pasmo górskie). W sercu w/w gór położona jest miejscowość Potes (o której kiedy indziej) i kilka innych pomniejszych (wkrótce pokażę). Sporą atrakcją jest tytułowa kolejka wyruszająca z malutkiej miejscowości Fuente De

sobota, 1 września 2018

afrykańskie zwierzęta...czyli tropem Wielkiej Afrykańskiej Piątki

Być w Afryce i nie zobaczyć zwierząt, to jak pójść do lodziarni i nie kupić loda.

W Południowej Afryce natomiast najbardziej sztandarowe i najlepsze miejsca do "polowania" aparatem na zwierzęta to Addo Elephant National Park i Kruger National Park.

Nasz plan podróży zawracał w Addo,  więc Narodowy Park Krugera (jest po drugiej stronie kraju koło Johannesburga) został być może na kiedy indziej.

Postanowiliśmy zatem wybrać jakieś prywatne safari, żeby zobaczyć tzw. wielką piątkę Afryki (The Big Five of Africa), czyli afrykańskiego słonia, czarnego nosorożca, bawoła afrykańskiego, lwa i lamparta, ponieważ w Addo wszystkich zwierząt z wielkiej piątki brak. Ten ostatni to niemalże mission impossible. Nam też nie udało się zobaczyć go w naturalnym środowisku, ale resztę zwierząt jak najbardziej!

Prywatne safari było drogie i bez porównania do Addo, ale i tak było warto, bo zobaczyliśmy "wolne" lwy, 


niedziela, 12 sierpnia 2018

w stronę zachodzącego słońca...

Tu wszędzie jest blisko.
Blisko jak się ma auto, a auto mają wszyscy. Niestety. Mamy i my.

Wczoraj załadowaliśmy naszego psa  do bagażnika i pojechaliśmy nad morze.
Dzień coraz krótszy i dzięki temu po raz pierwszy załapaliśmy się na prawie zachód słońca.

Oto Kantabria w czystej postaci. Kantabria moim okiem.

czyli krowy

środa, 8 sierpnia 2018

Garden Route czyli zielone wybrzeże RPA

Czy takie zielone? Tak, patrząc na tzw. pomiędzy. Czy warte obejrzenia? Zdecydowanie!

Po długiej przerwie od Afryki (skandalicznie długiej) pokażę Wam kilka ujęć tegoż wybrzeża. Ciągnie się od Mossel Bay do Storms River w Tsitsikamma National Park. 
My zobaczyliśmy spory jego kawałek.

Z rezerwatu De Hoop (kliknij w nazwę) ruszyliśmy w kierunku kolejnej destynacji czyli w/w Garden Route.

Po drodze zmuszeni byliśmy zatrzymać się w miasteczku Knysna u bardzo miłego lekarza, który potwierdził bardzo niemiłą diagnozę - ospa wietrzna u naszego dziecka.

Na początku miny nam zrzedły, ale daliśmy radę pokorzystać, ponieważ mieliśmy do czynienia z wersją light.

Zamieszkaliśmy w domku wynajętym z airbnb w wiosce Nature's Valley. Miejsce przepięknie położone. Słońce czy chmury, stopniowo eksplorowaliśmy wybrzeże i okolice. 

Czasami robiliśmy piesze wędrówki,

niedziela, 29 kwietnia 2018

kantabryjskie plaże...

Jak niektórzy z Was wiedzą, od prawie już 3 miesięcy mieszkam w Kantabrii, w Santanderze.
Historia zatoczyło koło, bo jak moje dziecko miało prawie 3 miesiące, byliśmy w tym regionie po raz pierwszy i zakochaliśmy się w nim po uszy. Oto poniższy dowód. Różnica to niemal 6 lat!


wtorek, 24 kwietnia 2018

No to hop do De Hoop...

De Hoop to rezerwat przyrody w RPA.
Nasz kolejny punkt programu w trzytygodniowej wędrówce po tym kraju. 

Po drodze koniecznie chciałam dotrzeć do Przylądka Igielnego, gdzie stykają się Ocean Atlantycki z  Indyjskim, ale...nie dotarliśmy tam w końcu. Powodem był czas, a właściwie jego brak. Obrana droga z Simon's Town miała trwać około 5h, a zboczenie z trasy na w/w przylądek to dodatkowe 2h. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić, więc...
tylko pokażę Wam jak wygląda Ocean Indyjski.


sobota, 7 kwietnia 2018

sportowa sobota...

Wczoraj w Santanderze zanotowano najwyższą temperaturę w całej Hiszpanii. Mieliśmy lato, tzn. 27 stopni, piękne słońce i krótkie rękawki.

Dziś zmiana totalna, bo 11 stopni mniej i chmury. Ale czy to coś zmienia? Tak i nie.

Tak, bo jest mniej ludzi. Nie, bo ci co korzystają z plaży, są na niej także w tzw. niepogodę.

Co można robić na pobliskich plażach? Jak miejscowi i niemiejscowi z nich korzystają?


czwartek, 5 kwietnia 2018

O pingwinach...

Pingwiny w Afryce? Skojarzenie nie do końca dla mnie oczywiste, a jednak prawdziwe.

Gdzie ich szukać w RPA? Najbardziej oczywistym miejscem podawanym przez wszystkie przewodniki to Boulders Beach w miasteczku oddalonym o jakąś godzinę drogi od Kapsztadu. Nazywa się Simon's Town. O miasteczku wspominałam w tym poście.
Jest to rezerwat, więc za wejście się płaci. Można spacerować po drewnianych pomostach lub wejść na plażę. My wybraliśmy pierwszą wersję.


sobota, 31 marca 2018

Mi tierra...

10 lutego 2018 roku wylądowałam w Santanderze.
Po 3 latach życia w Madrycie i po prawie 5 w Barcelonie. 

W Barcelonie długo tęskniłam do Madrytu, w Santanderze do Barcelony wcale.

Nie sądziłam, że to możliwe, przecież Barcelona to dream city, to marzenie wielu,...ale nie moje.

Strach był wielki, jednak zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę.
Jest tak, że cisną mi się na usta same wyświechtane banały, a jest po prostu w pytę.

Kiedy 3 lata temu odwiedziłam estońskie lasy, odleciałam z radości. Nigdy nie przypuszczałam, że tak bardzo brakuje mi drzew, lasu, mchu, zieleni i ciszy...

Kiedy pierwszy raz byłam nad portugalskim oceanem, jakieś 7 lat temu, zamarzyłam, żeby nad nim zamieszkać. Oczarował mnie, a wręcz przestraszył i od tamtej pory wracaliśmy na ocean wiele razy.

Po tych kilku latach dzięki sprzyjającym okolicznościom, ale przede wszystkim dzięki wielkim jajom, wylądowaliśmy nad kantabryjskim morzem z lasami, mchem, zielenią i całą resztą. 

Marzenia się spełniają. Czas na kolejne.

Poniżej trzy foty z lutego.
 jak widać na załączonych obrazkach nudy nie ma.

środa, 14 marca 2018

Przylądek Dobrej Nadziei czyli pierwsze spotkanie z dziką, afrykańską naturą...

Kontynuując relację z naszej podróży do RPA...

Tak jak wspominałam wcześniej, Kapsztad sam w sobie mnie nie zachwycił, ale jest bajecznie położony i wszystko co go otacza z Górą Stołową włącznie jest mega.

Niemniej naszym celem w Afryce Południowej nie był Kapsztad sam w sobie, lecz tamtejsza natura.
Z ulgą więc ruszyliśmy przed siebie.

Około godziny jazdy samochodem na południe od Kapsztadu, położone są urocze miejscowości, mniejsze lub większe (St James, Kalk Bay, Fish Hoek, Simon's Town), które mają powalające plaże i słyną z fish and chips (danie powszechniej nam znane z Anglii).

 St James Beach

piątek, 2 marca 2018

Ogród botaniczny Kirstenbosch

Kirstenbosch to bajeczny ogród botaniczny położony na wschodnich zboczach Góry Stołowej (Table Mountain) w RPA. Uznawany za jeden z siedmiu najbardziej imponujących ogrodów na świecie. Punkt obowiązkowy w wyprawie do Kapsztadu! Można tam spokojnie spędzić cały dzień albo wracać i wracać i wracać.

Powierzchnia olbrzymia, widoki na Górę Stołową z  bardzo bliska, miejsc piknikowych w bród, szlaków i ławek co niemiara, restauracja w razie czego satysfakcjonująca z placem zabaw naprzeciwko.

Oprócz tego roślin, ptaków oraz jaszczurek pod dostatkiem. Na słynnej kładce na wysokości koron drzew ponoć zdarzyć się mogą i węże, ale przypuszczam, że niegroźne.

Dostęp autem lub czerwonych piętrowych autobusach hop-off hop-on, o których wspomniałam w poprzednim poście. Oczywiście wejście płatne.


A teraz kilka zdjęć.


czwartek, 1 lutego 2018

Afryka nie taka dzika...

Wydaje się jakby nasza wyprawa do Południowej Afryki miała miejsce sto lat temu. Mam wrażenie, że już nic nie pamiętam, że obrazy się zacierają..., a przecież od powrotu minęły zaledwie dwa miesiące! Na szczęście mam zdjęcia. Duuuużo zdjęć.

Jak to się w ogóle stało, że pojechaliśmy do Południowej Afryki? Głównym powodem był mój mąż. Bo już kiedyś był i chciał zobaczyć więcej. Z nami. Do tego jest to kraj bez jetlagowy, i generalnie bez ryzyka chorób tropikalnych, bowiem klimat jest podobny do śródziemnomorskiego. Owszem strefa malaryczna występuję na północy przy granicy z Namibią i w okolicach Parku Krugera, ale my w naszych planach nie uwzględniliśmy tych regionów .W podróży z  dzieckiem to ważne czynniki. Tyle, że trzeba pamiętać o odwróconych porach roku. My pojechaliśmy tamtejszą późną wiosną.

Kupiliśmy zatem bilety z półrocznym wyprzedzeniem i wylecieliśmy 1 listopada na trzy tygodnie.

A teraz  trochę o Kapsztadzie. Miasto pięknie położone, ale nie ma tam totalnej swobody ruchu i centrum nie przypadło mi do gustu.
Hotele często organizują przejazdy do dzielnicy W&A Waterfront, która jest rozrywkowo-sklepową częścią miasta. Jest urokliwa, ale sztucznie stworzona i zamykana na noc. To taki park rozrywki dla młodych i starych. Sklepy, restauracje, uliczni grajkowie, plac zabaw, kolejka, diabelskie koło i milion ofert rejsów statkiem.
W Kapsztadzie nie trzeba auta. Super opcją są czerwone, piętrowe, turystyczne autobusy (hop on hop off), które obwiozą Cię po wszystkich atrakcjach. Bilety i info w w/w dzielnicy.
Najlepszą opcją jest kupić bilet na dwa dni. Działa to w taki sposób, że możesz wsiadać i wysiadać na ustalonych przystankach kiedy chcesz (w ramach ustalonych godzin oczywiście). Na każdym przystanku jest atrakcja turystyczna, więc nudy nie ma.

Nocleg w naszym przypadku to airbnb, ale też masa hoteli. Warto wcześniej upewnić się co to za dzielnica. My mieszkaliśmy w Sea Point i nie narzekaliśmy, ale poruszaliśmy się raczej autem.

Dobra dość gadania i trochę zdjęć.


poniedziałek, 29 stycznia 2018

Casa Mila

Casa Mila lub La Pedrera to kolejna barcelońska perełka Antoniego Gaudiego.

Mnie ta kamienica przypadła do gustu najbardziej.
Dach o zachodzie to mistrzostwo świata.
A wnętrze to wędrówka w czasie do klimatów z czasów mojej Babci :)

Warto! I jak zwykle zalecam kupno biletów przez internet.

Mała zajawka, głównie z dachu.

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Sagrada Familia

Po prawie 5 latach Sagrada doczekała się naszej wizyty.
Sporo nam to zajęło, a do tego z powodu wiatru nie mogliśmy wjechać na wieżę,...ale za to mieliśmy piękne popołudniowe światło. Uwierzcie mi, że ma ono znaczenie, bo z bajecznymi witrażami wewnątrz tworzy się magia!
W dzień pochmurny z pewnością nie ma takiego efektu, dlatego planujcie wizytę na ciepłe światło i słoneczny dzień!

A teraz uchylam rąbka tajemnicy...


czwartek, 4 stycznia 2018

Casa Batllo

Dziś dla odmiany trochę o Barcelonie.
Nie wiem jak wy, ale ja nie zwykłam zwiedzać miejsc, w których mieszkam. Zawsze "mam czas", zawsze "można później". 
Na początku jest zajawka, ale z upływem miesięcy i lat widoki tak urokliwe dla innych, powszednieją, więc i po co zwiedzać?
Tym razem powiedziałam sobie basta! I raz na jakiś czas bawimy się w turystów, czego nie żałuję!

Barcelona słynie z wielu rzeczy, z architektury na pewno, a to za sprawą Antonio Gaudiego, słynnego przedstawiciela katalońskiego modernizmu.

Najsłynniejsze dzieła Antka to: 
Sagrada Familia (datę ukończenia szacuje się na 2025 rok),
Casa Mila i Casa Batllo (obie na ulicy Passeig de Gracia),
Park Guell,
Casa Vicens (to świadectwo fascynacji orientalizmem, świeżutko odremontowana i od niedawna dostępna dla zwiedzających).

Z ciekawostek, o których mało kto wie,to to, że najpierwszym barcelońskim zleceniem architekta były latarnie na barcelońskim placu królewskim (Plaza Real). Zdjęcia brak.

Dziś kilka ujęć z Casa Batllo

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...