Spodziewałam się wiatru, chmur, deszczu i chłodu, a mieliśmy lipcową falę upałów (po hiszpańskich latach nie tak przykrą jak dla miejscowych).
Na tyłku nie siedzimy nigdy, tym razem nie było inaczej.
Spaliśmy w dwóch miejscach i zwiedzaliśmy objeżdżając centrum wyspy.
Pierwsze to Bunroy Park Self Catering Lodges and Campsite, zacisznie położone, czyste i wygodne domki niedaleko Fort William. Dobra baza wypadowa na okolice. Masa rzeczy do robienia i zobaczenia. Wszystko macie na stronie, do tego właścieciele służą radą i pomocą.
Pierwsze to Bunroy Park Self Catering Lodges and Campsite, zacisznie położone, czyste i wygodne domki niedaleko Fort William. Dobra baza wypadowa na okolice. Masa rzeczy do robienia i zobaczenia. Wszystko macie na stronie, do tego właścieciele służą radą i pomocą.
Na wyjeździe sporo chodziliśmy. Szlaków jest w Szkocji bez liku.
Nasz pierwszy to na Steal Waterfall. Przeprawialiśmy się przez rzekę, choć można i mostem po stalowch linach.
Z 6 - latką jednak most odpada, zatem przy wyższym strumieniu przeprawa pod sam wodospad raczej niemożliwa.
Bardzo blisko naszego lokum, po drugiej stronie szosy, odkryliśmy piękny las z niedużym jeziorem i tajemniczymi rzeźbami w drewnie na całej długości szlaku.
Dla miłośników lasów, Szkocja to raj na ziemi.
Kolejnym punktem programu była słynna dolina Glen Coe.
Oto ona w pełnej krasie.
Samo patrzenie na nią robi wrażenie.
Jest kilka pieszych tras do wyboru. Start z Glencoe Visitor Centre (na podpiętej stronie macie wszystkie informacje).
Następnego dnia krążyliśmy wokół Glenfinnan.
Poniżej Glenfinnan Monument (pomnik wzniesiony w 1815 r. ku czci poległych Szkotów w ostatnim powstaniu Jakobitów).
No i must see ;) to słynny wiadukt z filmu Harry Potter.
Można się po nim przejechać normalnym pociągiem (dużo tańszy bilet) lub oldschoolowym pociągiem parowym (The Jacobite). Obie trasy zaczynają się w Fort William, a kończą w Mallaig.
Opcja autem daje więcej możliwości zatrzymywania i pieszych tras. My wybraliśmy pociąg.
W Mallaig można zjeść i się napić, a potem miejskim autobusem pojechać na plaże do Morar lub posiedzieć w malutkim porcie. Nie ma tam wiele do roboty.
Za to plaża White Sands jest piękna.
Jeszcze piękniejsze znajdują się ciut dalej. Wróciliśmy w te okolice autem. Naszym celem były plaże przy Airsaig i to był strzał w dziesiątkę. Cudne wybrzeże plus bajeczna pogoda uczyniły ten wypad jednym z moich ulubionych. Zero ludzi i kojące widoki...czego chcieć więcej.
Nieduże muzeum z widokiem na wyspy (Eigg, Muck i Rum). Można się na nie wybrać promem. Info w muzeum.
Jedna z plaż. Dostęp z pola kempingowego.
Sami przyznacie, że bosko, prawda?
Woda o dziwo była ciepła i bardzo czysta.
Obserwowaliśmy porosty, kraby
i dziwne stożki...
Ktoś wie co to?
Następnie wybraliśmy tę plażę na byczenie się, moczenie
i kontemplowanie cudnego krajobrazu,
podczas gdy nasz Pociecha eksplorowała okolice :)
Na dziś zakończę relację. Następny wpis będzie już wkrótce!
Podobają się Wam praktyczne informacje i podpięte linki?
Mam nadzieję, że post Was nie zmęczy! :*
tak
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Piotrze za wyczerpującą odpowiedź :*
Usuń