środa, 28 grudnia 2011

La Latina

To najstarsza dzielnica w centrum Madrytu. Faktycznie zapuszczając się w jej serce można się oderwać w czasie i zachwycić pokrętnymi uliczkami, starymi kamienicami i natknąć na ukryte w nich kawiarenki, place i kościoły...ale jak ze wszystkim innym, najlepiej poza sezonem. Tłum turystów bowiem skutecznie może odebrać cały urok włóczenia się i podziwiania emanującej z nich magii przeszłości. 
Jednym z minusów mieszkania w tej dzielnicy jest zdecydowanie przewalająca się fala wycieczkowiczów o każdej porze dnia i nocy. Jest tu bowiem kawiarni, barów i restauracji bez liku. A że większość uliczek, podobnie jak w dużej części centrum Madrytu jest jednokierunkowa, mieszkańcy kamienic cierpią hałas niemiłosierny, szczególnie weekendowymi nocami. Notabene ja już miałam przygotowany bigos w razie hałasów świątecznych, ale ku zaskoczeniu i mej wielkiej uciesze w Wigilię i pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia wszystkie knajpy były nieczynne:) i rzucanie bigosem w tancerzy, krzykaczy, śpiewaków, itp. odsunęło się w czasie.

Tak naprawdę ciężko jednoznacznie określić zalety i wady mieszkania w tej dzielnicy. Na pewno jest urokliwa, ale zależy kto czego szuka. Jest wiele innych dzielnic, które po prostu bardziej nadają się do życia, a więc jest spory wybór kilku minimarketów, jest pod nosem szewc, są do wyboru i do koloru warzywniaki, piekarenki, ślusarze, itp. Tu też to wszystko można zaleźć, ale nie tak blisko i w nie tak przystępnych cenach. Dla porównania kawa w innej dzielnicy wewnątrz kawiarni (często są 3 ceny: na tarasie, przy stoliku, przy barze...z czego ostatnia jest najniższa) to około 1,30. Na La Latinie zaś około 2,00 do 2,50.
Także wędrowanie po uliczkach i tutejszych chodnikach z czasem może być męczące, ponieważ wszystko jest bardzo, bardzo wąskie. Do tego zapewne z przyczyn bądź bezpieczeństwa, bądź antyparkingowych, na wąziuteńkich chodnikach zamontowano metalowe słupki sięgające mniej więcej kolana o średnicy głowy. To "fantastycznienie" przemyślane rozwiązanie pozostawia jeszcze mniej miejsca przechodniom. A więc jak przemierzasz dzielnicę z psem lub zakupami, nie wspominając już o wózku, jesteś królem chodnika i ustępują Ci wszyscy, bądź tarabanisz się ulicą uważając żeby jakowy pojazd mechaniczny nie zrobił sobie garażu... wiadomo gdzie. Naturalnie sprawa tego typu rozwiązań chodnikowych jest generalnie powszechna w centrum, nie tylko na La Latinie.

Uroki..., właściwie o nich wspomniałam już na początku. Samo tu bycie, spacerowanie o wybranych przez siebie porach roku czy dnia, jest satysfakcjonujące.
Podsumowując więc polecam zwiedzanie, włóczenie się, obfotografowywanie i zatracenie się w tej dzielnicy, ale jeśli chodzi o mieszkanie...szukać uliczek bez żadnej kawiarni (szczególnie unikając bliskości z ulicami:cava baja i cava alta oraz sąsiedztwa jakichkolwiek placów), co i tak nie daje nijakich gwarancji ciszy.

A tu parę wyszperanych fot.









A póki co lojalnie odradzam nocnego hałasowania...bo mam jeszcze gotowy do ataku bigos!

niedziela, 11 grudnia 2011

Jeśli chcesz zrobić włos, to nie w Madrycie!

Moje coraz większe znawstwo ulic i dzielnic Madrytu jest efektem nie tylko zwykłego szwędania się. Nie mam bowiem zawsze weny do uprawiania tegoż typu aktywności. Szczególnie samotnie...
No ale nie o tym mowa, a przynajmniej nie bezpośrednio. Tak czy śmak, owe znawstwo wynika także z poszukiwań dobrego fryzjera. A tu zakrawa to na cud!! Fryzjerów tu jak barów i kawiarni...czyli jak mrówków. Na każdym rogu i nie rogu ulicy. Czasem nawet trzy salony w zasięgu wzroku. Znaleźć można i prywatne zakładziki i niby wypaśne saloniska sieciówek, są i skromne i urzadzone z przepychem, zniechęcające i urzekające, prowadzone przez gejów, hetero i miksy, z fryzurami i włosami zaskakująco dobrze zrobionymi, a najczęściej nijakimi.... Ale cóż z tego...bo jak przyjdzie do oceny jakości...to pożal się Boże! i mamma mia!! Zawsze i wszędzie.

Kilka dni temu przechodząc jakąśtam ulicą, poddałam się czarowi urokliwego salonu, który wyglądał jak z krainy fantazji. Do tego upstrzony sztucznym śniegiem, ze szklanymi drzwiami w ramach z białego drewna...no jak z bajki. Ceny wywieszone na zewnątrz (plus!), żadna tam sieciówka (plus!), dwie sympatyczne panie o dość dobrze rozjaśnionych włosach (plus!), gustowne, przestronne wnętrze (plus!)...więc weszłam. Pogawędka z panią ścinającą nie była zbyt długa i wyczerpująca, ale chcąc wybadać umiejętność i doświadczenie w traktowaniu środkowoeuropejskich, krótkich włosów zagaiłam o różnicę upodobań kobiet hiszpańskich i innych:) Gwoli wyjaśnienia należy tu dodać, że większość młodych Hiszpanek ma bardzo silne, twarde, ciemne włosy i prawie zawsze długie. Nie dziwota. Ładnie im w nich i jedyne czym zajmują się fryzjerzy to prostowanie, lekkie podkręcanie, ewentualnie delikatne pasemka. Inna sprawa z kobietami na emeryturze. Te mają włosy zdecydowanie krótsze, codziennie czesane u fryzjerów na lokówkach i najczęściej w kolorach blond (bo wreszcie siwizna pozwala im na uzyskanie wymarzonych odcieni, a i ekonomicznie nie muszą tak często farbować). Przy takiejże pogawędce, moja pani fryzjerka taktownie przyznała rację moim spostrzeżeniom, wykazała się rzekomym znawstwem tematu i delikatnie przystąpiła do rzeczy...czyli mnie podcinania. 
Oszczędzę jak długo to trwało. Dodam tylko, że wcześniej pokazałam zdjęcie swojej fryzury wykonanej w Polsce u Pani Mistrzyni Nożyczek, za którą tęsknie niemiłosiernie... Po kilku minutach obserwacji uznałam, że lepiej zamknąć oczy i cierpliwie czekać na efekty.
Trochę mi, a właściwie pani to zajęło. Przy tzw. układaniu włosów zacisnęłam powieki jeszcze bardziej, by nie patrzeć na nieudolne obsługiwanie szczotki i suszarki. Natomiast bardzo szeroko wytrzeszczyłam oczy kiedy przyszło mi "podziwiać" tzw. efekt końcowy oraz rachunek z piekła rodem!! Dramatyczna, niebotyczna suma za "coś", co w efekcie musiałam zdesperowana poprawiać nożyczkami do cięcia papieru w domu! To doświadczenie nie należy do najgorszych, ale najświeższych i bezwzględnie utwierdzających mnie w przekonaniu, że hiszpańscy fryzjerzy to najbardziej niebezpieczny dla otoczenia zawód świata!

Moje nieszczęście nie polega na tym, że teraz wyglądam jak strach na wróble ani że uszczupliłam znacznie zawartość swojego portfela, ale że perspektywa mieszkania tu oznacza bądź zdesperowane latanie do mojej Pani Mistrzyni Nożyczek, bądź w rezultacie długie włosy, .... których widok ucieszy chyba tylko mojego ojca :(

Podsumowując, fryzjerów w Hiszpanii - STRZEŻCIE SIĘ!!





czwartek, 1 grudnia 2011

wózki i wózeczki czyli to i owo na kółkach!

Pamiętam, że owe wehikuły na kółkach przykuły moją uwagę od samego początku bytności w Madrycie.
A o czym chcę tu rozprawiać? M. in. o torbach na kółkach. W Polsce skojarzenie mamy jedno: stareńka babinka z połatanym i często obskurnym wózkiem na dwóch kółkach wracająca bądź udająca się na skromne zakupy. 
Tu natomiast takowy wózek ma każdy! Są dzielnice mniej i bardziej w wynalazki te obfitujące, ale przede wszystkim nie ma tu podziałów na babinki i resztę, na ubogich i resztę, na chorych czy słabych i resztę. Na ulicach Madrytu spotkać można i babcię, i młodą kobietę i mężczyznę w sile wieku,...jednym słowem każdego, niezależnie od rasy, narodowości czy płci (aczkolwiek częściej kobiety:)). Dodać by też należało, że infrastruktura związana z ich użytkowaniem jest imponująca. W każdym bowiem sklepie typu supermarket i mały i duży (centra handlowe znajdują się tylko na obrzeżach) pod szafkami, do których wkłada się zakupy zrobione w innym sklepie lub po prostu zbędne nam torby czy plecak,...jest cały rządek specjalnych do tego przygotowanych zamknięć, w odpowiednich oczywiście od siebie odstępach, przeznaczony na takowe wózki. Zakupowicze bowiem zostawiają je tuż za kasami, by następnie stojąc już w kolejce do kasy, móc je sobie przygotować i wygodnie pakować nabyte produkty. Dzięki temu nie używają (niestety nie tak często jakby z ekologicznego punktu widzenia się chciało) zbędnych plastikowych toreb, a i oszczędzają znacznie podczas transportu do domu swoje kręgosłupy.

Poniżej listonosze z wózeczkami w kolorach tutejszej poczty!, Pan Starszy oraz Dziewczynka :)




Owe wózki czy torby na kółkach są dostępne w szerokim asortymencie. Dla mieszkańców kamienic bez windy, można wybrać 3 kółkowe (znacznie usprawniające wciąganie po schodach) bądź klasyczne 2 kółkowe. Przedział cenowy jest na każdą kieszeń (co naturalnie wiąże się z jakością). A i oferowane wzory i kolory pozwalają nawet najbardziej wybrednym znaleźć coś dla siebie.

Oprócz powszechnie stosowanych wózków na zakupy istnieją tu także plecaki na kółkach. Moim zdaniem wynalazek fantastyczny. Grupą docelową są dzieciaki z tutejszych szkół podstawowych, które zamiast dźwigać ciężkie kilogramy na swych wątłych plecach, po prostu ciągną je za sobą. 

Niby to takie proste i takie zdrowe, a szkoda że w Polsce nikt na to jeszcze nie wpadł:)

Podobieństw i różnic między nami a Hiszpanami można by doszukiwać się wielu, ale w kontekście powyższego tekstu, z pewnością Hiszpanie mają mniejsze problemy z kręgosłupami.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...