wtorek, 5 maja 2015

Vejer de la Frontera

Jak szaleć, to szaleć i kolejny post zamieszczam, póki foty jeszcze ciepłe.

Otóż tytułowe miasteczko nie leży na oceanem (8km od wybrzeża), nie ma rzeki (jest w dole), nie jest duże, ale...warto!
Mój Mąż wypatrzył to miasteczko z auta. Na wysooookim wzgórzu (200m n.p.m.), biała plama z zamkiem, niebiałym :) 

To wypad odskocznia na jeden dzień. Ale za to jeden dzień niezapomniany! 
Poszwendać się, pogubić pośród tych  białych uliczek, to czysta przyjemność, do tego bez tłumu turystów w niedzielne przedpołudnie...ech..

Zapraszam na krótką podroż moim okiem :)

 Zaczęliśmy od Plaza Mayor, czyli głównego placu dotykającego zamku.

 A potem błądziliśmy z przyjemnością w gąszczu pustych uliczek.

 W górę...
...i w dół.

 A na obrzeżach widoki na wchód miasteczka...

...lub zachód z wcześniej wspomnianym zamkiem.

Kuriozalne wciąż dla mnie ozdoby świąteczne pośród palm, tylko dodają  egzotyki takim zimowym eskapadom.


A na najodleglejszym wzniesieniu miasteczka znajduje się wzgórze z młynami, do których można wejść i posłuchać oraz pooglądać jak to się kiedyś ich używało.

Ot i koniec mojej andaluzyjskiej opowieści. 

Postaram się Wam wkrótce opowiedzieć zdjęciami nową :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...