Dziś po raz pierwszy od wielu miesięcy pada deszcz.
Była i ulewa, i kapuśniaczek i burza z krótkimi grzmotami. Cóż... i tu niebłagalnie jesień nastaje.
Zdaje się, że słotna pogoda długo nie potrwa, ale wygląda też na to, że specyficznie wpływa na miejscowych.
Ciszę bowiem słychać - kojącą, prawdziwą, melancholijną... A cisza zawsze lepsza niż harmider, rumor, hałas, gwar...szczególnie po kilku intensywnych miesiącach, obfitych w turystów, upały, śpiewy, wrzaski, tłumu potrącanie, itp.
Słońce - rzecz bezdyskusyjnie niezbędna do życia, szczególnie słońce świecące, grzejące.
Ale żeby je docenić (jak wszystko inne), warto doświadczyć słotnej, wietrznej i chłodnej aury.
Póki co więc napawam się polską słotną jesienią w Madrycie. I to z przyjemnością. Tu łatwiej...wiadomo że lada dzień słońce znów wyjdzie zza chmur:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz