środa, 7 września 2011

hiszpańska Norwegia

Zamiast uczyć się do egzaminu, wymyślam sobie szereg rzekomo niecierpiących zwłoki zajęć...stąd kolejny wpis:)
Tak napomknęłam o tym podróżowaniu i pomyślałam sobie, że może spróbowałabym przedstawić, to co widziałam osobiście. Faktem jest, że każdy kto wybiera miejsce kolejnej wycieczki czy dłuższej podróży zwykle radzi się zaufanych osób,  szpera po internecie bądź namiętnie kartkuje  strony przewodników w księgarni. Nie zmienia to jednak faktu, że czasem lepiej jest posłuchać subiektywnych wrażeń innego zapaleńca, a nie zawsze takowych mamy w zasięgi ręki...oto powód mojego gryzmolenia.

Jeśli chodzi o potencjalne problemy podróżowania po Hiszpanii to język.Hiszpanie niestety generalnie nie władają żadnym innym, z kolei potencjalni turyści raczej posługują się angielskim i tu następuje zgrzyt.
Na pocieszenie mogę dodać, że w coraz większej ilości miejsc w Hiszpanii ta sytuacja powoli się zmienia...
Ale do rzeczy.

Tytułowa hiszpańska Norwegia to kraina w północno-zachodniej części tego kraju. Od południa graniczy z Portugalią, a od zachodu z Asturią (równie pięknym regionem, o którym być może innym razem). Dlaczego niektórzy ją tak nazywają? Generalnie przez poszarpaną linię brzegową, dzięki której ocean wdziera się głęboko w ląd, czym przypomina norweskie fiordy. Do tego kilka magicznych wysepek, które urzekają swoją dziką naturą i oczywiście pogoda - spore opady deszczu w porównaniu do reszty kraju i niższe temperatury, co czyni ją niezwykle atrakcyjną szczególnie latem.
Wydaje mi się (piszę to także w oparciu o swoje doświadczenie), że większość Polaków kojarzy Hiszpanię tylko z Andaluzją i Katalonią. O zgrozo!! przed wyjazdem do Madrytu zakupiłam przewodnik z wydawnictwa "Pascal", który zatytułowany "Hiszpania" zawierał informacje TYLKO o tych krainach, plus troszkę o Madrycie i bodajże Walencji. Dramat!
Wyżej wspomniane regiony oczywiście także są warte odwiedzenia, ale pominięcie północy, która urzeka totalnie...to straszne niedopatrzenie.
Ponadto Andaluzja i Katalonia  w lecie to miejsca nie dla mnie. Nie lubię ani tłumu ani upałów, stąd moje absolutne zauroczenie północą, w tym Galicją.

Galicja dzieli się na 4 mniejsze regioniki i w każdym z nich można napawać się pięknem. Nie ma osoby, która nie znajdzie czegoś dla siebie. Jeśli ktoś lubi miasta, absolutnym obowiązkiem jest A Coruña, Santiago de Compostela (mekka wszystkich pielgrzymów), Vigo, Pontevedra. Ja odwiedziłam Santiago i polecam szczególnie urokliwą starówkę, ale osobiście preferuję bardziej zaciszne miejsca:)
Dlatego jeśli ktokolwiek lubi albo chciałby doświadczyć kontaktu z dzikim i groźnym oceanem powinien wybrać się na  Wybrzeże Śmierci (Costa da Morte, o którym warto poczytać, bo nazwa zobowiązuje), a w szczególności do niewielkiej miejscowości o nazwie Muxia. Kilka ładnych plaż dostępnych  i na piechotę, i autem, wyłowione prosto z oceanu muszle, ryby i ośmiornice, a do tego fantastyczne wzgórze z imponującym masywem kościoła nad samiuteńkim oceanem, który czasami wściekle rozbija się dziko o nabrzeżne skały... no cóż zachód słońca z winem, serem, oliwkami i bliską osobą tam-bezcenne!
Z Muxii jest dobry dojazd samochodem do kilku innych miasteczek rybackich należących do tego wybrzeża. Niektóre mają piękniejsze plaże, inne imponujące latarnie morskie (z którego to wybrzeże także słynie), ale jak dla mnie żadne nie miało tego specyficznego klimatu magicznej melancholii, która w Muxii dosłownie wsiąka w człowieka wraz ze zdarzającym się tam dość często dżdżystym deszczem.


 Kolejne obowiązkowe miejsce do odwiedzenia to miasteczko Cambados. Przepięknie zachowana architektura z okresu pomiędzy XV-XVII wiekiem, wąskie uliczki oświetlone wzorowanymi na oryginalne latarniami i winnice, winnice, winnice...bowiem jest to stolica regionu białego wina el Albarino, które w każdych ilościach naprawdę wyśmienicie smakuje:)


 Niedaleko Cambados przypadkiem znaleźliśmy miejsce jak z bajki: fantastyczny spokój, mieniące sie różnymi kolorami rybackie łódki,  niewielka ilość turystów, bajeczne plaże (około 10), pyszne i świeże owoce morza, kojącą zieleń, latarnie morską i przyjacielskie kawiarenki. To wszystko na wysepce Isla de Arouse, którą  gorąco polecam:)



Na koniec wyprawy warto zahaczyć o niewielki archipelag wysepek objętych ochroną. Na ich terenie bowiem znajduje się Park Naturalny z ptasim rezerwatem.  Islas Cies lub Isla de Ons, to rajskie krajobrazy i przepiękne plaże, aczkolwiek minusem jest tłok wzrastający wraz z późniejszą godziną w ciągu dnia. Dostać nań się można tylko promem, m.in.wypływającym z miasta Vigo, a że promy są co godzina, szybko wzrasta ilość turystów na niewielkim obszarze wyspy.


Chyba niczego nie pominęłam w tym wpisie, przez co jest nieco duuugaśny, ale jeśli ewentualni czytelnicy lubią naturę, spokój i ocean - z czystym sumieniem polecam Costa da Morte i w/w wyspy, bo na pewno się nie rozczarują:)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...