Dosłownie oznacza wybrzeże światła, ale podczas naszego wyjazdu była to Costa de la Lluvia, czyli wybrzeże deszczu :)
Miejscowi łapali się za głowę, że to takie nietypowe i nigdy czegoś takiego nie widzieli. My też!!
Oto kilka mrożących krew w żyłach fot. Nikomu takiej pogody nie życzę! :)
tego dnia wiało jak cholera!
Ulubiony plac zabaw Zosi. Cały dla niej :)
poniżej niezachęcające zejście na plażę, ale my weszliśmy :)
żeby zobaczyć nasze miasteczko z innej perspektywy, bynajmniej bardziej pozytywnej :)
tu widok z mostu z rzeką uchodzącą do oceanu...niestety wcale nie lepszy od pozostałych!
jak trafiło nam się ciut pogody, starczyło akurat na spacer do pobliskiego lasu,
...aby po ok. 2 godzinach deszcz znowu do nas wrócił i zalewał powoli miasteczko!
Tak, byliśmy świadkami podtopień, a co!
Poniżej trochę tamtejszego street artu w wodzie jako mini dokumentacja.
Dlatego uciekaliśmy często z naszego Barbate do pobliskich miasteczek (o czym już wkrótce) Czy uciekliśmy niepogodzie? Ha! Zobaczycie niedługo sami!
Tymczasem do zobaczenia!
I co podobało się Wam? (wbrew wszystkiemu nie było to takie złe doświadczenie).
Przeżyliście kiedyś taką pogodę na wakacjach? Macie sposoby na radzenie sobie z frustracją w takiej sytuacji (ja mam)? Pozdrawiam i do wkrótce!
Oj zdarzyło mi się krajowo tak marzyć o słońcu i suszy w lipcu.
OdpowiedzUsuńI jeszcze niezapomniany raz 20 lat temu (to już 20 lat minęło!) na obozie nad jeziorem Dąbie (ujście Odry), przy układaniu worków z piaskiem w porcie, gdy we Wro właśnie przelewała się wielka woda.
Za to jakie emocje i wspomnienia ;-)
Matko 20 lat!!! Znaczy, że nie młoda już jestem ;)
UsuńA i ja pamiętam tę wodę, rodzice kolegi ratowali nas z okolic Otmuchowa, gzdie wówczas biwakowaliśmy, bo żadne inne środki transportu już nie kursowały. Fiu fiu, wspominamy jak dwie Babcie :)