wtorek, 7 lutego 2017

Costa de la Luz...część ostatnia

Wybrzeże światła (tłumaczenie dosłowne) na sam koniec ukazało nam swoje piękne oblicze, choć i to chmurne było ciekawym doświadczeniem.

Kiedy słońce na stałe się u nas zadomowiło pewnym popołudniem udaliśmy się na Dunas de Bolonia (czyli ruchome wydmy, ruchome za sprawą wiatru Levante). Dostać się tam można tylko autem, przynajmniej poza sezonem.

Czy warto? Oceńcie sami!



 Można się wpinać plażą, co uczyniliśmy my, lub kładką w lasku sosnowym.
 Nasz dzielny Piechur dał radę, choć wbrew pozorom łatwo nie było.

 Widok na drugą stronę wyglądał tak.

A na szczycie zasłużony odpoczynek.

Korzystając z pogody ostatnie przedpołudnie spędziliśmy w moim ukochanym barze w Conil de la Frontera.


 ...gdzie głównymi klientami są rybacy i lokalsi,


 a z głośników leci klasyk flamenco Camaron de la Isla, który pochodzi z tamtych regionów, a którego wielkimi fanami są właściciele baru na plaży.


Popołudnie zaś odwiedziliśmy kitesurferów w Los Caños de Meca, która jest boską miejscówką z latarnią, bajecznymi plażami naokoło i cudnymi widokami. 







Czy odwiedzimy jeszcze to wybrzeże? Możliwe :) 

Wam je gorąco polecam! Dajcie znać jeśli się skusicie :)

4 komentarze:

  1. Jaki klimat! taki bar przy plaży. A na mnie słonko dzisiaj zupełnie się wypięło. Dzięki za to fotograficzne ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się nim ogrzewam, bo tu też zimno i chmurno ostatnimi czasy. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ach! Chyba wiało, ale w takim miejscu, to pewnie zupełnie wiatr umyka uwadze ;-)
    Pięknie!
    Hehe, w Polsce takie bary przy plaży w małych mieścinach też pełne lokalsów ;-) Tylko klimaty muzyczne raczej bliżej "polo" niż flamenco ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, faktycznie wiatr był, ale nie ta jak na początku wyjazdu. Nigdy w takiej naszej przyplażowej knajpce chyba nie byłam, przy następnej okazji muszę się wybrać i porównać wrażenia :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...