W każdym hiszpańskim mieście fiest zawsze jest bez liku. Okazja zawsze się znajdzie :) Wiadomo. Wszak kraj to zabawę lubiący. Najgęściej jest w okresie letnim, bo pogoda, bo turyści... W Madrycie jedną z najsłynniejszych i największych była fiesta w dzielnicy La Latina - piękne centrum historyczne, serce stolicy. Tu taką gorącą fiestę organizuje się w dzielnicy Gracia. Obie są największe, trwają najdłużej (porównując do innych), bo około tygodnia i obie zawsze obejmują datę 15 sierpnia (dzień wolny od pracy).
Z największych różnic między jedną a drugą, to dekoracje (w Barcelonie są bardziej rozbuchane) oraz jedzenie (w Madrycie stoły uginają się od przesmacznych smakowitości na przyulicznych stoiskach).
A podobieństwa...hałas, hałas, hałas, nieposzanowanie biednych mieszkańców w/w dzielnic, zabawa do białego rana (nie tylko w weekend), tańce na ulicach...czyli hulanki swawole bez limitu.
W Madrycie mieszkając na La Latinie uciekliśmy ze stolicy i na szczęście widzieliśmy i słyszeliśmy końcówkę ulicznych orgii. Tu ciekawość zwyciężyła, i...to był błąd. Nigdy więcej! Przyjść i pobawić się - super, ale mieszkać w tym tyglu - to nieporozumienie. Takie cuda, to chyba tylko w Hiszpanii. Nie sądzę, żeby wiele innych krajów bezkarnie organizowało tego typu fiesty w samym centrum gęsto zamieszkanych wąskich uliczek...ale dość gadania. Poniżej parę fot. Głównie ulicznych dekoracji.
Wielkie przygotowania do dekorowania:
Efekt końcowy:
Piękne detale:
Poniżej kilka udekorowanych balkonów (był organizowany konkurs na najlepszy):
C.d. pomysłów na dekoracje ulic:
Literki:
Świat dinozaurów:
Farma:
Parasolki:
Wenecja:
Ulica nocą...dobrze, że nie słyszycie hałasu ani nie czujecie zapachu uryny...Dramat!
Wielkie codziennie mycie ulic:
Nagonka zniechęcająca turystów. Dla mnie zupełnie niezrozumiała, bowiem głównie bawili się Hiszpanie.
I tyle. Dodam, iż doświadczenia nie żałuję, ale i tak nigdy więcej! Czas złagodzi gwałt dokonany na moim narządzie słuchu, ale niezrozumienie organizowania tego typu przedsięwzięć przez tak długi okres czasu w samym centrum...to dla mnie totalne nieporozumienie.
Pozdrawiam!
Masz rację, widowisko świetne, ale mieszkać tam? O nie!
OdpowiedzUsuńW swoim sąsiedztwie mam park, w którym w okresie letnim co weekend odbywają się różne imprezy, głównie muzyczne. :(
A zdjęcia jak zwykle świetne.
No my drugi raz tego błędu nie popełnimy! Zakładając, że wciąż będziemy tu mieszkać :) A za uznanie moich fotograficznych wypocin serdecznie dziękuję :)
UsuńOd czasu lektury książek Carlosa Ruiz Zafona, pewnie źle odmieniłam, ale co tam :) jestem pod wrażeniem Barcelony. Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś zobaczyć ją na własne oczy, a do tego czasu cieszę się Twoimi zdjęciami.:)
OdpowiedzUsuńNa pewno dzięki Tobie mam motywację zdjęcia zamieszczać:) A co do fikcji i realiów...myślę, że lepiej będzie wpaść tu jesienią/zimą. Inaczej tłumy mogą znacznie unieprzyjemnić posmakowanie tej zafonowskiej Barcelony :) Trzymam kciuki!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń