Wielu moich rówieśników miało odwrotnie. Ja zaś za pośrednictwem pióra wylewałam strumieniem atramentu co mi w duszy grało.
Pisanie było formą autoterapii, ukojenia albo po prostu formą kontaktu. Wszelkie niejasności i międzyludzkie zamglenia przepędzałam słowem.
Niestety ułomność mojego pisania jak i mówienia polega na wielowątkowości, chaosie i nie rzadko braku puenty...
Słowo pisane jednak da się wygładzić, okiełznać, wyklarować... Mówienie.. no way! Słowo raz wypowiedziane, zostaje w eterze na zawsze, a nie rzadko i wyryte głęboko w środku słuchacza!
Tak chyba zaczął się ten blog. Pisaniem li i tylko. I chyba mi tego zabrakło.
Dziś jest mi smutno. Bardzo smutno. Takie deszczowe chmury, mimo słonecznego dnia miewam od czasu do czasu. Bywa. Bywa, że nie mieści mi się w głowie, to czego doświadczam i czasami moim jedynym marzeniem jest nie doświadczać, nie wiedzieć, nie czuć, nie słyszeć... , a potem tego wszystkiego nie mielić, nie przetwarzać i nie musieć trawić.
Czasami chciałabym być po prostu poczciwym Misiem o Bardzo Małym Rozumku. Misiem ze Stumilowego (najlepiej sosnowego) Lasu z wędrującym u boku najlepszym przyjacielem Prosiaczkiem i z niedużą baryłką ...nutelli...
ale życie to nie bajka
Doskonale rozumiem! Też teraz potrzebuję dużego słoika nutelli... Czasem się tak wszystko jakoś plącze
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby u Ciebie czarne chmury się szybko rozeszły :)
Dziękuję. Mam nadzieję, że nutella pomogła i u Ciebie słońce już świeci! :*
Usuń