środa, 30 marca 2016

Isla Graciosa

Wreszcie święta się skończyły i czas wracać do poprzedniego rytmu!
Wracam do codzienności z radością, ponieważ nie jestem fanem świąt, może z wyjątkiem Bożego Narodzenia..., ale nie o świętach ja tu będę Wam pleść, lecz o malutkiej wysepce rzut beretem od Lanzarote. Obiecana wisienka na torcie.

Na imię jej Graciosa. Isla Graciosa.

Dostać się tam można promem z miejscowości Orzola (północno-wschodni kraniec Lanzarote), a dalej na piechotę lub rowerem. My niestety nie zobaczyliśmy najpiękniejszych plaż na północy wyspy, ponieważ rowery nie miały fotelika dla dzieci, a Młoda nie dałaby rady wędrować ok. godziny w jedną stronę,...zostaliśmy więc niedaleko portu. Ja żałowałam wielce, ale i tak to jeden z najpiękniejszych zakątków jakie dotąd widziałam. Dziko i pięknie. Uczucie jakby się było na końcu świata - bezcenne. Sama wyspa ma ok. 600/700 mieszkańców i dwie miejscowości. Tam czas stoi w miejscu. Jak lubicie takie klimaty - polecam gorąco! 



 jedno z niewielu terenowych aut na wyspie





Do obiadu słońce nas rozpieszczało, miękki piasek pieścił stopy, a widoki koiły...

...po obiedzie jednak słońce schowało się za chmury i krajobraz zmienił się nie do poznania. Graciosa pokazała nam swoje mroczne oblicze. Bardziej przypominało to surową Norwegię niż cieplutką wyspę kanaryjską, co podobało mi się jeszcze bardziej, burzy jednak tam bym przeżyć nie chciała :)




Ot i tyle kanaryjskich opowieści.
Czy Wy juz macie plany wakacyjne? Jakie kierunki Wam się marzą?

Pozdrawiam ciepło! :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...