poniedziałek, 13 stycznia 2020

Kwiecień w Asturias cz. 2, ostatnia

Zgodnie z obietnicą dziś o polodowcowych jeziorach Covadonga na terenie asturiańskiego Parku Narodowego Picos de Europa.

Cudna pogoda, małe natężenie turystów, piękne szlaki i boska natura...czego chcieć więcej?


Dostać się tam można autobusem, taxi lub własnym autem, ale to ostatnie trzeba sprawdzać na stronie, ponieważ są ograniczenia w tzw. okresach większego natężenia turystycznego (wakacje, Wielkanoc, weekend majowy, itp.).

My wybraliśmy autobus. Jest to lepsza opcja pod wieloma względami, jedynie potem trzeba pilnować godzin odjazdu.  Odjazd z parkingu przy kompleksie klasztoru Covadonga. 


Droga nie trwa długo (około 30 minut), ale jest kręta i czasami blokowana przez schodzące lub wchodzące na wypas bydło.

Na górze zaś widoki powalają. Tras wędrownych jest kilka do wyboru. Są i krótsze i dłuższe.

Droga do pierwszego jeziora wiodła przez pozostałości po kopalni Buferrara , w której niegdyś wydobywano m.in. rudy żelaza.  Całkowicie zamknięta została w 1979 roku.



i doprowadziła nas do pierwszego z dwóch jezior.


Lago la Ercina wyglądało jak z bajki. Z przodu zieleniąca się, ukwiecona łąka, a z tyłu ośnieżone szczyty górskie. Znajduje się na wysokości 1108 m n.p.m. i jest nieco mniejsze i płytsze niż drugie.


Nie omieszkaliśmy zrobić przystanku i stu milionów zdjęć :)
Następnie wybraliśmy dłuższą i ciekawszą trasę do kolejnego jeziora, choć warto iść na punkt widokowy znajdujący się pomiędzy oboma Mirador Entrelagos...znajduje się na przesmyku tuż obok.


Trasa była super, bo pusta...w przeciwieństwie do w/w punktu widokowego.


Bajeczne widoki po drodze rekompensowały zmęczenie.


Na trasie spotkaliśmy stado dzwoniących dzwonkami krówek. To był czad :)
Niby taka banalna rzecz, a cieszy. Poczuliśmy się jak 100 lat temu.


Oprócz krówek mijaliśmy małe pasterskie domki,


pokonywaliśmy skalne przeszkody


i napawaliśmy się krajobrazem rodem z reklam "Milki".


Potem ostatnia prosta i naszym oczom ukazało się drugie jezioro - Lago Enol, największe z trzech istniejących (trzecie jest tymczasowe).
Znajduje się nieco wyżej niż poprzednie, na wysokości 1170 m n, p. m.


Nie tylko my podziwialiśmy jego urok.


Przed zjazdem na nasze sielskie doliny posililiśmy się w ulubionym towarzystwie (krówek, nie piwa)


i pstryknęliśmy kilka ostatnich zdjęć zajętych swoim obiadem krówkom.


W drodze powrotnej zajrzeliśmy jeszcze do uroczej nadmorskiego kurortu Ribadesella.
Czuć ducha luksusu, wzdłuż deptaku stare wille, piękna plaża i szum fal.


Po drugiej stronie deptaku zaś niewielkie miasteczko i widok na góry i rzekę.


Boskie położenie nieprawdaż?


Naładowani pozytywną energią wróciliśmy do domu.

A czy Wam zdarza się podróżować lokalnie? Lubicie czy raczej zbieracie na wielkie, dalekie wakacje? 

Kilkakrotnie już słyszałam, że prawdziwie odpoczywamy na najlepiej 3 tygodniowym urlopie. Ja na takim byłam tylko raz i muszę przyznać, że dla mnie krótsze wypady też robią robotę. Co o tym myślicie?


Uwagi:
-warto wziąć ze sobą dobrą ochronę przeciwsłoneczną, picie, jedzenie i ubrania na cebulkę,
-jest jeszcze trzecie jezioro Lago Bricial, ale ono jest tymczasowe i tworzy się tylko w okresie topnienia śniegu.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...