wtorek, 31 marca 2020

KK czyli Koronawirusowa Kwarantanna

Czuję się jak na tym zdjęciu. 
Kompletnie nie wiem czego się spodziewać. Świat stanął na głowie..., a to wszystko za sprawą odzwierzęcego wirusa Covid-19.


Mgliście pamiętam, że niedługo przed lutowym wyjazdem z okazji przerwy śródsemestralnej mojej córki, obijało mi się coś o uszy o dziwnym wirusie w Chinach. Tam wszystko się zaczęło, najprawdopodobniej pod koniec listopada 2019 roku.


Obijało się coraz bardziej. Wróciliśmy 1 marca. Nie oglądałam i nie czytałam wiadomości, nie interesowałam się. Wkrótce wieści zaczęły się zagęszczać.

5 marca poszłam do przychodni odebrać jakieś tam wyniki, nie było ich, więc umówiłam się na za tydzień. W przychodni już byli ludzie w maskach, były duże odstępy między oczekującymi i lekko nerwowy stan wśród personelu...to był 12 marca. 11 marca koronawirus został ogłoszony pandemią.
13 marca większość dzieci nie przyszło do szkoły i wtedy ogłoszone zamknięcie szkół obowiązujący od 16 marca. Wcześniej zamknięto szkoły w Kraju Basków i Madrycie...  potem potoczyło się jak lawina...

W tej chwili największe skupiska zakażenia wirusem w Hiszpanii to Madryt i okolice, Katalonia, Rioja, Kraj Basków.
Tu w Kantabrii jest ileś set przypadków, ale głównie to zarażenia w domach spokojnej starości i pracownicy służby zdrowia.

A ja co? Ja siedzę z rodziną w domu. Jak są ciepłe dni, schodzimy na godzinę poskakać, pobiegać pod dom. Zażywamy wit D na balkonie i próbujemy jakoś złapać rytm. Mamy luksus stabilnej pracy z domu.
Raz dziennie wychodzę z naszym psem poza nasze osiedle. Póki co raz skontrolowała mnie policja, jest zakaz oddalania się od domu dalej niż 150 m pod groźbą grzywny, ponoć jest ich coraz więcej...

Miałam już kilka etapów izolacji, ale najczęściej powraca ZŁÓŚĆ.

Szlag mnie trafia na instagramowo/facebookowy lans, że ćwiczę, uczę się włoskiego, czytam, tańczę, gotuję i żongluję...niby siedząc w domu, a realia są często zupełnie inne. Inne przynajmniej tu w Hiszpanii. Do tego czas w domu z dzieckiem/dziećmi jest dużo trudniejszy, ...ale luz na to aż tak nie narzekam.

Za to najbardziej wkurwia mnie pieprzenie o siedzeniu w domu, a potem wrzucanie zdjęć ze spaceru, z biegania z koleżanką, ze sklepu itp.itd.

W Polsce wirus dopiero się rozkręca i wkurza mnie takie podejście. Niby kwarantanna, a ludzi chorych przybywa. Każdy myśli tylko o sobie i ma w dupie sugerowane obostrzenia.

Najciekawsi są jednak ludzie z największej grupy ryzyka, czyli nasi rodzice.
"Po co chodzisz co dwa dni sklepu?
"Bo potrzebowaliśmy sałaty, a poza tym co? mam nie jeść?"
"Dlaczego pojechałaś na cmentarz?"
 "Bo była rocznica.."
"Dlaczego nie zaplanujecie zakupów na co najmniej 4-5 dni, tak jak my?
"W domu przecież można oszaleć. Przecież muszę się ruszyć."
I moje ulubione"Co ma być, to będzie".

itd. itp.

Ręce mi opadają, bo cały świat myśli, że Włochy i Hiszpania to odosobnione przypadki.
We Włoszech od kilkunastu dni śmiertelność na dobę oscyluje koło 700-800 osób (rekord był 919 osób) od niedawna dzienna liczba nowych przypadków wreszcie spada (około 4 tysięcy na dobę).
Hiszpania za to dziennie nowo zakażonych ma około 6-8 tysięcy, a dziennych zgonów około 500-700!!!

Chin nikt nie liczy, bo rzekomo opanowały sprawę, choć są podejrzenia o znaczne zaniżanie ilości ofiar (mają niecałe 4 tysiące, gdzie Italia w sumie ponad 12 tysięcy, a Hiszpania ponad 8 tysięcy zmarłych).

Teraz na pierwszym miejscu jest USA,  ale to też nie dziwi, bo idiota Trump bagatelizował i dalej bagatelizuje powagę wirusa, Uk podobnie...

Przeraża jednak, że scenariusz wszystkich krajów jest taki sam. Każdy z nich zwleka, bagatelizuje, trwożnie wprowadza zakazy, nakazy...i część ludzi potulnie siedzi w domu rozumiejąc powagę sytuacji, a znacznie większa część bawi się w kotka i myszkę. Do czego to prowadzi? Do przedłużania, przedłużania i raz jeszcze przedłużania sytuacji, której nikt nie chce. Budzą się z zabawy, kiedy dupa im się pali!

Wszyscy jesteśmy tak samo zbiorczo palantami i patrzeć nie mogę na wyniki rosnących przypadków z Polski i z innych krajów. Słuchać komentarzy tym bardziej  nie mam siły...

Kiedy i jak to wszystko się skończy? 

Czuję się jak bohater powieści science-fiction.
Niewiarygodne jak szybko wszystko może się zmienić dosłownie z dnia na dzień.
Póki co przedłużono kwarantannę do 12 kwietnia...czy będzie to koniec? Szczerze? Nie sądzę.

Jedyny pozytyw tej całej sytuacji jest taki, że Ziemia odsapnie trochę od największego swojego szkodnika...
i kolejny, osobisty to codzienne klaskanie z sąsiadami o 20:00 dla tych wszystkich, którzy w domu zostać nie mogą, a bardzo by chcieli.

Czas i ludzie pokażą jak i kiedy będzie gran final... hollywoodzko to ja tego nie widzę.


Zapiski z domowego bunkra w trzecim tygodniu kwarantanny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...