Muxia to dla mnie szczególne miejsce.
To właśnie tam, 12 lat temu w sierpniu (w 2010 roku) po raz pierwszy zawitaliśmy do Galicji. Przez pierwsze 3 dni towarzyszyła nam charakterystyczna, północna, bardzo drobna mżawka i szarość. Wtedy nie był to jednak problem, bo uciekliśmy 40 stopniowemu wówczas Madrytowi i przyjęliśmy tę zmianę z ulgą.
Po tych 3 dniach jednak, kiedy wyszło słońce, ta miejscowość i jej okolice nabrały zupełnie innego wymiaru. Było tam tak pięknie i tak inaczej, że od tamtej pory zakochaliśmy się w północnej Hiszpanii na zabój, żeby po kilku latach spędzonych w Madrycie i Barcelonie osiedlilić się na północy właśnie, tyle że w Kanatabrii, ... przynajmniej póki co.